7 lutego 2009

[Okruszki]

Tsoni oddychał niespokojnie, drażniąc powietrze lepkim od snu oddechem. Nie wiem, czy obudził mnie ten dźwięk, czy coś zupełnie innego. Kierowana dziwnym przeczuciem poszłam w kierunku Bezpodłowego Pokoju.
Na drodze umierały czerstwe już myśli z poprzedniego dnia. Niektóre wyglądały jak słodkie puszki cukrowej waty, były bardzo lekkie i miękkie ,a kiedy po zanurzeniu w nich palca, smakowałam go był słodki i pachniał malinami. Te myśli były o Tsonim i kwiatach, które czasami po nocy zdobiły piaskowe piersi wydm. Niektóre były śliskie i nieprzyjemne w dotyku, a jeszcze inne chowały się mając nadzieję, że wykorzystam je następnego dnia. Zazwyczaj odkładałam je do wiklinowego kosza, aby wczesnym rankiem rozrzucić na mokrej od rosy trawie. Na moich oczach rozgrywał się niesamowity spektakl- był to szaleńczy taniec najróżniejszych kolorów, smaków i barw .Słońce najpierw nieśmiało zaczynało lizać mokrą trawę, by już po chwili gwałtownie skubać ją i gryźć milionem języków-promieni. Następnie słysząc jak myśli wybuchają na miękkim dywanie, zlatywały się po nie ptaki narodzone nocą w Oceanie. Chwytały je w masywne dzioby, aby zawlec do swoich samotnych i wyschniętych gniazd. Otulone nimi zasypiały na cały dzień, by nocą znowu wyruszyć na senny spacer po drżącej i niewidocznej prawie linii horyzontu.
Powoli otworzyłam pokój. Kiedy żółwie mnie zobaczyły w pośpiechu położyły się regularną mozaiką na powierzchni urojonej ściany. W prawym rogu ,tuż pod oknem ,coś zwróciło moją uwagę. Przypominało to okruszki wczorajszego chleba. Wysoko nade mną wisiał nadgryziony księżyc. Uczucie strachu wypełniło pomieszczenie, następnie wlało się we mnie natrętną myślą szarpiąc włosy , z których wypadły resztki połamanych promieni dzisiejszego słońca.
Nadgryziony księżyc wisiał na utkanej srebrnej pajęczynie, a powietrze zrobiło się niesamowicie gęste jakby chciało uchronić go przed samobójczym skokiem do Oceanu. Została jeszcze tylko jedna majacząca księżycowa żyłka. Wszystkie inne ukradli zapewne wędrujący nocą wędkarze-pielgrzymi. Za pomocą tych żyłek ich niewidome żony tkały z nich magiczne sieci, które potrafiły wyławiać z Oceanu ryby rodzące najcenniejsze na ziemi perły. Matką każdej z pereł była Miłość do jej właścicielki a ojcem jeden z Demonów mieszkający na dnie Oceanu. Perła taka musiała być wyłowiona nocą. Podobno tylko wtedy dawała niezwykłą moc nowemu właścicielowi ,o ile ten okazałby się człowiekiem o szlachetnym sercu. Jeżeli tak by się jednak nie stało z pereł rodziły się bezsenne Demony o duszach i oczach bezdomnych ryb. Rozszarpywały one nieszczęśnika na milion kawałków i suchymi dłońmi o zdeformowanych palcach karmiły Ocean czarnym planktonem. Mówiono na Wyspie, że poskręcane korzenie drzew, które czasami wypluwał Ocean, to zamarli z osłupienia ludzie-niemi świadkowie nocnej uczty Oceanu.
Wyciągając rękę przed siebie nie byłam w stanie dostrzec swojej dłoni zanurzonej w miękkiej mgle. Wiedziałam ,że za tą gęstą zasłoną czeka na mnie Tsoni, wystarczyło tylko jeszcze mocniej zamknąć oczy, żeby zobaczyć ,że tam jest.
-Tsoni...-zanurzając dłoń we mgle, próbowałam znaleźć drogę na której końcu powinny być jego usta.- Nie wiem, czy zdążę pozszywać wszystkie fragmenty księżyca. Wydmy powiedziały mi dzisiaj, że ludzie czekają na pełnię, która zapowiadana była na poniedziałek.
Jego usta poruszyły się wypowiadając tylko jedno słowo. Potem się obudziłam, wdychając ostatnie ciepło pozostawione w pościeli przez Tsoniego. Połknęłam jego resztki i napełniając żołądek ciepłem zaczęłam przeciągać kolorowe nici przez oko igły. Czekało mnie dzisiaj dużo pracy.

5 komentarzy:

  1. Pięknie. Myślę, że zdążysz pozszywać księżyc.

    OdpowiedzUsuń
  2. kolorowe nici różnorakich wątków,
    kobieto z wydm wyplatasz z nich linę, ślad tak wyraźny, że nie sposób go nie zauważyć. a księżyc otula się w twoje słowa jak w słodkie puszki cukrowej waty.

    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam.
    Zeruya- nie wiem czy zdążę, nie wiem czy uda mi się odnaleźć wszystkie jego części.Potem jeszcze trzeba będzie ułożyć z nich idealny okrąg i zawiesić na niebie. Nie jestem jeszcze nawet w połowie.
    Zenza.Różnorakie wątki tańczą ze sobą w chaotycznym tańcu, mieszają się i plączą, to jest jak pajęczyna pijanego pająka.
    Pozdrawiam Was.

    OdpowiedzUsuń
  4. zupełnie nie wiem, co czuję, może to przez tą mgłę i brak księzyca, a moze przez to, że Twoje opowieści narkotyzują...

    OdpowiedzUsuń
  5. brawo za konsekwencję w snuciu wyspiarskiej opowieści! :)

    OdpowiedzUsuń