30 stycznia 2009

[Pomarańcze H.B.]

 Wydmy dzisiaj otoczyły mój dom. Był to dzień , w którym o tej samej porze dawałam im pić, a one pochylając z wdzięczności swoje piaskowe głowy odchodziły gdzieś w stronę Oceanu. Dzisiaj postanowiłam zrobić inaczej. Chciałam żeby zostały u mnie na noc.
 Tsoni nie wracał od trzech dni. Sprzedawał na targu pomarańcze Hieronima Boscha, które przypłynęły do portu wczoraj w nocy. Tsoni wyruszył tam, szlak na rozłożonej na podłodze mapie wyraźnie na to wskazywał. Najwyraźniej wydmy nie zastąpiły mu drogi. Położyły swoje piaszczyste głowy, a twarze skierowały w stronę Oceanu. Usychały z pragnienia, ale dzięki temu tej nocy nie byłam sama. Księżyc znowu przypominał pomarańczę.
Tsoni wysłał do mnie nowo narodzonego świetlika. Wiedział, że boję się zasypiać przy zgaszonym świetle.

8 komentarzy:

  1. ja chcę nowo narodzonego świetlika :)

    OdpowiedzUsuń
  2. wspaniały tekst, bardzo terapeutyczny- jak Muminki dla dorosłych

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. na Boga zmień kolor czcionki! nic nie widzę :))

    OdpowiedzUsuń
  4. czarny wystrój podobał mi się bardziej! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To zgaszone światło przeszkadza niezwykle, gdy kogoś obok brak. Jak dobrze, że są świetliki ! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czarno jakby światło zgasło.Można sobie wtedy wyobrażać, że ktos jest, siedzi obok i patrzy w Nic.

    OdpowiedzUsuń
  7. Gdy kobieta z wydm się poruszyła, wszystkie wydmy łagodnie zafalowały.
    - Uciekajmy, zbliża się burza piaskowa! – chciałem ją ostrzec.
    - Nie, to po prostu ja się zbliżam do burzy – odpowiedziała i dopiero wtedy zrozumiałem, że ona nie przyszła z wydm, lecz z nich powstała, a dłoń, którą kładzie mi teraz na ustach jest milczącą wydmą.

    OdpowiedzUsuń