24 marca 2009

[Pieśń zielonej butelki]




Nawet nie wiem ile promieni rozdwoiło się słońcu odkąd po raz ostatni zasypiałeś we mnie. Miesiące, tygodnie, dni, godziny, sekundy, niepoliczalność światła w oczach okien, niepoliczalność czasu. Międzyczas niewypełniony, niewypełniony Tobą, a ja jestem małą dziewczynką ze smutnymi oczami. Szukam Cię w tych wszystkich miejscach ,obwąchuję je, oswajam pustkę. Wieczór stygnie powoli, rozmywa się ,a wszystko jest jakby niepełne i nadgryzione, przestrzeń od łóżka po drzwi przypomina mi ,że kiedyś byłam tu obecna.
Mam włosy o smaku kawy- takie jak lubisz, cienie nazbyt naelektryzowane pełzną po podłodze, obklejają przestrzenie niewypełnione Tobą. Zegary odmierzają czas wstecz , opóźnione o całe życie motyla. A oczy rozsypane po kątach- skrzą, gdy pajęczyna myśli oblepia mnie szczelnie i nie daje spać.
Czasami jakbym Cię czuła, wyciągam rękę, ale Ty się nie materializujesz tylko mówisz przeze mnie do głuchych lamp o smutnych oczach mrugających żarówek. Czasami dotykając ręką ścian czuję grube szkło. Wrastam wtedy w środek tej dziwnej szklanej komnaty o dźwiękoszczelnych oknach. Szklany jest nawet Bóg, są noce kiedy zasypiam na przegubie jego zimnej dłoni., a Ty mówisz do mnie wieczornym deszczem, szelestem wzburzonych jak Ocean traw. Słyszę Cię w szepcie usypiającej Wyspy, w śpiewie wylewających rzek. Jestem pępowiną słońca i tym wszystkim naraz, chłonę Cię kiedy spływasz we mnie, kiedy dotykasz mnie milionem słów płynących z tej niezwykłej pieśni. Wchodzisz w najwęższe szczeliny wyścielone miękkim światłem a rzeka wpływa do morza. Przechodzisz przeze mnie, przechodzisz w czas pomiędzy nami. Pędzę po niebie przez szalony zodiak, jestem Rybą, Koziorożcem, Skorpionem, Żółwiem o dwukolorowych oczach , w których źrenicach usypiają motyle i wodne ptaki. Wróżę z ich wnętrzności co wieczór spełniając w przepowiedni Twój powrót we mnie. Palcem długim przemierzam na mapie ciała dróg utkane z żyłek i drgnięć, z nieregularnych pulsowań serca, z zagłębień miękkich i ciepłych kiedy szedłeś po nich z zamkniętymi oczami, zawsze na pamięć, delikatnie.
Dni gasną. Sierpem księżyca koszę co wieczór trawę żebyś jeszcze kiedyś mnie odnalazł, żebyś nie zabłądził. Mały Wóz wykoleja się na Mlecznej Drodze nieba, kiedy staję się kończącą w nieskończoność sekundą oczekiwania .
Nieruchomość słońca i ślepy lot jaskółek zapowiada czasami ulewę, łodzie przypływają wtedy do portu, a ja czekam by wyruszyć z nimi w miarowy szum zielonych myśli Oceanu, co zna mój zapach. Kocham się z nim na statku widmo, tracę kolejne życia, kosmos mojej duszy rozpada się na milion wcieleń.. Marzę o tym , by być psem co wiernie czeka na targu, kiedy sprzedajesz pomarańcze Hieronima Boscha , a potem zasnąć razem w czasie, kiedy wszystko wydaje się wracać na swoje miejsce. Śnię ,że jesteś tu, tuż obok, pod nitkami pijanych rzęs. Śnię ,że tnę ciepłe ciasto dłoni i jemy je razem na śniadanie, a słoneczniki o szyjach długich jak drogi do Ciebie triumfują w słońcu. Mandale zapomnienia szeleszczą w narkotycznym maku słów, słyszysz?

5 komentarzy:

  1. Kiedyś ludzie wrzucali do morza listy miłosne zamknięte w butelkach, ale nikt ich nie otwierał i tak skończyła się niejedna miłość.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widocznie tak naprawdę nigdy nie było jej dane się zacząć, albo to nie była prawdziwa miłośc, czymkolwiek jest i o ile w ogóle...

    OdpowiedzUsuń
  3. czytam i czytam, chyba sobie wydrukuje i schowam pod poduszkę :) cudowny nastrój, smutek, a wszystko takie podobne do własnych podróży. wrócę tu jutro, by napisać coś więcej.

    pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  4. taaak, niewątpliwie jest to śpiew syreny, a ja cały czas myślę o czym śpiewa Peter Bjorn i John

    OdpowiedzUsuń
  5. http://yours.blog.pl/archiwum/index.php?nid=14206279

    (a propos tych listów :)

    OdpowiedzUsuń